Przejdź do głównej zawartości

Pojechał turysta na Ukrainę .Relacja .

 Wybrałem się tam z synami mając ambitny plan dotrzeć do Lwowa. Miała to być jednodniowa wycieczka poświęcona zwiedzaniu krainy na ukr. Mieliśmy do wyboru dwa przejścia graniczne jedno w Zosinie a drugie w Dorohusku. Wybraliśmy Dorohusk, plan był taki , że odbijemy zaraz po przekroczeniu granicy w boczną drogę i „kanałami”, żeby zobaczyć prowincję ukraińską dotrzemy do Lwowa. Święta naiwności. Zaraz po przekroczeniu granicy wymieniliśmy u babki co stała przy drodze cztery stówy na hrywny i…w drogę… Kilometra nie było…. milicja z radarem (mieli tam coś w rodzaju prowizorycznego posterunku) …. zatrzymali … Fakt chłopak przekroczył prędkość o dziesięć kilometrów, przynajmniej tak ichni radar wskazywał. Kazali zjechać na pobocze , czekamy. Po godzinie podszedł jakiś starszy i zaczął „trzepać po chachłacku” i to tak szybko, że ni słowa…. wcześniej w łamanym polskim wyłuszczył , że na Ukrainie mamy rozmawiać z nimi po ukraińsku… „zdębiałem” Po około godzinie przyglądania się na siebie milicjant „złamał” się i pięknie po Polsku powiedział, że mamy dwa wyjścia. Albo zatrzymują papiery samochodu i na drugi dzień po rozprawie w SĄDZIE!!! w Lubomlu zapłacimy mandat albo płacimy od razu równowartość 400 zł i nikt nic nie wie. Sprawa była jasna, oddałem wymienione hrywny ale jednogłośnie mieliśmy dość wycieczki , dochodziła obawa, że przy następnej „kontroli” zabraknie nam pieniędzy … ZAWRACAMY….. a to dopiero początek naszej „wyprawy” wieczorem jeszcze opiszę.
Tak jak wyżej napisałem wycieczka skończyła sie zanim na dobre się zaczęła. Wróciliśmy na przejście graniczne gdzie od razu strażnik? celnik? skierował nas na bok, za jakiś czas podeszła kobieta i dała nam deklarację do wypełnienia, ze nie przewozimy złota, papierosów, alkoholu, walut itp. No i wtedy się zaczęło… Podeszło już trzech celników i jeden z nich powiedział, że jest wypełniona deklaracja a oni mają informację, że w lesie przy drodze w samochód taki jak nasz przepakowywany był jakiś towar…. zdębiałem znowu Odpowiedziałem krótko : Szukajcie …nie szukali… zamiast tego zaczęli nas przesłuchiwać pojedynczo, jaki towar mamy, gdzie jest schowany i że jeszcze mamy czas, żeby się przyznać, czepiali się tego, że po dwóch godzinach wracamy bez niczego i jak to możliwe ? Zeszło nam na takich „grzecznościach” parę godzin z których nic nie wynikło , bo co wyniknąć miało ? Kazali czekać … zaczęło się ciemno robić. Przyszli znowu inni ubrani na czarno, pokręcili się wokół samochodu , pozaglądali , nic nie znaleźli… czekamy dalej … po godzinie cała procedura abarotno … i już wtedy szlak mnie trafił…. i o dziwo zadziałało PUŚCILI NAS!!! Wróciliśmy do domu nad ranem.
Więcej tam noga moja nie postanie, chyba, że jako kierowca czołgu…. I to cała relacja.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

...bo to znamienity Kryłowiak był.../tekst autorski/

Czytelnicy mojego bloga wiedzą zapewne że do rzadkości tutaj należą wpisy poświęcone konkretnym osobom z Kryłowa i okolic. Tylko kilka razy napisałem o znanych i zasłużonych dla historii miejscowosci osobach. Niestety przyszło mi znowu napisać o Osobie wielce dla naszej miejscowości zasłużonej. Pan Marian Janusz odszedł od nas 05.01 2024. Starsi mieszkańcy Kryłowa ,doskonale pamiętają ,,Mariana kościelnego'' , jak zwyczajowo nazywano Pana Mariana. Pełniąc posługę kościelnego na trwałe wrósł w tę miejscowość i jej historię. Bardzo komunikatywny , serdeczny w kontaktach z ludźmi ,zawsze miał z każdym kryłowiakiem coś do omówienia. Do historii przeszły Dni Kryłowa ,które pomagał organizować wraz z Panem Kazimierzem Parnickim, Panią Władysławą Janusz i innymi aktywnymi na niwie kultury, mieszkańcami. Pod opieką Pana Mariana, kościół kryłowski błyszczał, jak również otoczenie i nikt nie znał pojęcia,,sprzatanie kościoła''. Pan Marian dawał sobie radę ze wszystkim.Ost

Kulinarna egzotyka Ukrainy.

  Morska kapusta. Morska kapusta Glon o nazwie listownica (łac. laminaria), pocięty na drobne paseczki i zamarynowany. Ma kwaskowy, pikantny smak i charakterstyczny, glonowaty zapach. Dla mnie bomba. Morska kapusta sprzedawana jest w puszkach lub na wagę, można ją dostać praktycznie w każdym spożywczym, samą lub z dodatkami warzywnymi. Kosztuje śmiesznie tanio, 8-10 zł/kg. Wikipedia uważa, że w Europie się tego nie je, a jedynie na dalekim wschodzie Azji (Chiny, Korea, Japonia), gdzie listownica jest znana co najmniej od VIII w. pod nazwą kombu Podobno w Rosji morska kapusta rozpowszechniła w XVII w. z Wysp Kurylskich i zdobyła ogromną popularność w okresie ZSRR. Laminaria. Poza walorami smakowymi morska kapusta ma jakieś oszałamiające walory prozdrowotne, przede wszystkim ogromną zawartość jodu (3%), aminokwasów, witamin i minerałów. Suszona laminaria ma szereg zastosowań medycznych i kosmetycznych. Nie jest wskazana przy nadczynnosci tarczycy, chorobach nerek, w ciąży

Jeszcze jeden '' bohater'' spod znaku tryzuba.

Nazwisko Iwana Szpontaka mocno zapadło w pamięci mieszkańców ziemi lubaczowskiej. Ofiarą jego podwładnych padło wielu jej mieszkańców, których, zgodnie z wytycznymi Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, starał się z niej usunąć, by przekształcić w ukraińską republikę. Jego kureń wysadził w powietrze 14 stacji kolejowych i 16 drogowych, a także cztery pociągi. Zaatakował trzy miasta i zlikwidował 14 posterunków polskiej milicji. Iwan Szpontak ps. „Zalizniak” – Ukrainiec, dowódca kurenia UPA „Mesnyky”, mający w środowiskach polskich opinię ukraińskiego zbrodniarza, mordującego głównie polską ludność cywilną – urodził się 14 kwietnia 1919 roku w Wołkowyi koło Użhorodu na Rusi Podkarpackiej, będącej historyczną ziemią należącą do Królestwa Węgier, a w okresie międzywojennym do Czechosłowacji. Ukończył czteroklasową szkołę podstawową, a następnie Szkołę Gospodarczą. Kontynuował naukę w Studium Nauczycielskim w Użhorodzie. Tu najprawdopodobniej zetknął się z ideami ukr